Po dwóch dniach przerwy potrzebnej na zregenerowanie się po opłynięciu jeziora Femund dosuszamy w porannym słońcu ostatnie wilgotne rzeczy i za chwilę ruszymy na Trysil. Z jednej strony cieszę się na to pływanie, ale z drugiej cieszę się, że to jest ostatnie pływanie, bo po ostatnich dwóch tygodniach trzeba nieco dłużej niż te dwa dni odpocząć i się zregenerować. … Z rozpoznawania drogi wzdłuż Trysil od Evbruny nic nie wychodzi bo ta leśna droga zdecydowanie okazuje się być płatna.

Przyglądamy się jeszcze najsłynniejszemu bystrzu na Trysil po czym jedziemy do Snerty. Tam na miejscu okazuje się, że przez Trysil przerzucono tu most, co poprzednio nam jakoś uciekło. Jedziemy na drugą stronę, wypakowujemy się przed leśnym parkingiem i na lekko wracam do wioski by zaparkować przy przystanku.

W powietrzu nadal unosi się jakiś taki dziwny niepokój, który wyczuwamy oboje wyczuwamy od rana. W każdym razie wodujemy się (a raczej spuszczamy kanu na cumce - tak tu stromo) i odbijamy od prawego brzegu w bardzo dużym skupieniu. … Przy wychodzeniu na nurt woda może nie wyrywa wioseł z dłoni ale ciągnie równo. I tyle.

Początkowo woda niesie naprawdę szybko, ale z kwadransa na kwadrans zwalnia.

Na tym odcinku jedynym naprawdę wymagającym dużego skupienia miejscem jest szerokie S-kowate bystrze z kamieniami w nurcie na wysokości parkingu "Kroken", tam nam trochę nachlapało do środka. A oczywiście nie miałem gąbki, bo miało być spokojnie : ) W najbliższej cofce wylałem wszystko co się dało łapkami i daliśmy się ponieść dalej.

Widokowo jest zacnie, szczególnie od momentu w którym nad horyzontem zaczyna dominować Høgfjellet Sennsjøkampen.

Wtedy można poczuć się jak na prawdziwym kanadyjskim czy alaskańskim spływie. Pływanie kończymy przedzierając się przez zielsko zalegające w płytkiej zatoce na początku jeziora Sennsjøen i samej tylko końcówce wiosłujemy czystą przecinką sponsorowaną przez motorówki kursujące między przystanią a pobliską wyspą z jakimś ośrodkiem. Sama przystań była zajęta przez jakąś grupkę dzieciaków, które nie poczuwała się do tego by zrobić miejsce, więc popłynęliśmy na lewo od chatki przy przystani i tam wyszliśmy na brzeg. Ze stopem jest taka marność, że … no szkda pisać.

Ostatecznie 18km do Snerty w całości pokonuję z buta a w moim kierunku przez jakieś trzy godziny, które mi to zajęło minęło mnie jedynie pięć samochodów! Jeszcze tylko rzut oka na szczyty w oddali i przed nami już tylko droga powrotna ...

(c) Piotrek i Magda Kaleta / Szuwrarki Kanu Team

______________________________

Dyskusja na forum